poniedziałek, 1 września 2014

od Aceiro - cd. Keiry; do Keiry

Wszystko widziałem jak przez mgłę, lecz po chwili przez moją świadomość przemknęło słowo. Keira. Keira, piękna niczym bogini. Jej oczy, błękitne niczym bezchmurne niebo. I, co najważniejsze, kobieta, którą darzyłem tak wielką miłością. 

 Jak mogłem zwątpić? Przecież ona mnie kocha… Nie, kochała. Nic nie jest pewne. Jak mogła mi to zrobić? Byłem w nią tak zapatrzony, a ona tylko mnie wykorzystała. Manipulowała moimi uczuciami. Mimo, że to tylko słowa, zraniły mnie doszczętnie, zadając ból niewyobrażalny. Prze chwilę coś w głębi mojego serca kazało mi zatrzymać klacz, zawrócić. Lecz tylko pokręciłem głową, powstrzymując własne myśli. W jednej, na pozór nic nie znaczącej chwili, cała niepewność zamieniła się w gniew. Chciałbym uronić choć łzę, lecz nie mogłem. Chciałem wrzeszczeć, lecz mój głos znikał pośród lasu. Moje mięśnie były napięte, jakbym w każdej chwili miał zeskoczyć z klaczy. Oddychałem ciężko, nawet tego nie czując. Drgały mi dłonie, nie wiedząc czemu. Co się ze mną dzieje?
 Imenya gnała naprzód, zlana potem. Padał deszcz, ale ja na to nie zważałem. Robiła slalomy między pniami drzew, przeskakując przez powalone konary. Czy to prawda, że nigdy nie jeździłem na koniu? Teraz moje ciało zlało się z ciałem pędzącej klaczy, odczuwając ten sam wysiłek. 

Czemu uciekam? Czyż to nie Keira była całym moim światem? Czemu, w takim razie, uciekam przed wszystkim co mam? Chcę uciec przed życiem, czy wręcz przeciwnie – przed śmiercią?
Nie. Uciekam przed samym sobą.

 Nie wiem, ile czasu minęło, odkąd siedziałem, przytulony do Keiry. Wiem tylko, że klacz zwalniała, wykończona ostrym galopem. Mimo to ponaglałem ją. Imenya zarżała błagalnie. Mogła mnie zrzucić, lecz nie zrobiła tego. 
- Jeszcze kawałek. – szepnąłem, prawie niedosłyszalnie
Klacz spojrzała na mnie, chwilowo się zatrzymując. Spojrzałem w jej inteligentne oczy i wbrew sobie uśmiechnąłem się do niej, cmokając, aby znów ruszyła. Gdy zaczęła galopować, poklepałem ją po szyi. Powoli odzyskując świadomość gnałem dalej, nieświadomy czyhającego niebezpieczeństwa…

Kopyta klaczy ślizgały się na mokrej powierzchni. Przed nami rozciągała się rzeka, a ulewa gwałtownie podniosła jej poziom, zrywając jedyny most. Próbowałem wyhamować klacz, lecz ta, wykończona, potknęła się i razem runęliśmy do wody. Woda, mimo iż była moim żywiołem, teraz stała się śmiertelnym niebezpieczeństwem dla klaczy. Próbowała zapierać się o kamieniste dno, lecz bez efektu. Zeskoczyłem z klaczy, zahaczając nogami o kamienie. Po chwilowej walce klaczy udało wydostać się na brzeg. Ja również chciałem wyjść z wody, lecz gdy kolanem oparłem się o brzeg, podmokła ziemia osunęła się, a ja tym samym runąłem do wody, uderzając głową o twarde dno. Woda niosła mnie jeszcze kawałek. Zdezorientowana klacz stała nad brzegiem, rżąc. Uśmiechnąłem się do niej, godząc się z losem, nie walcząc. Bo niby po co? Usłyszałem szum spadającej wody. Wodospad. Ale nawet to nie wywarło na mnie większego wrażenia. Rozluźniłem mięśnie, zamknąłem oczy, które straciły swój dawny blask. Po chwili poczułem, że spadam. Potem nastało uderzenie o wystające z wody kamienie. Moje ciało przeszył ból. Lecz mimo tego nie otwarłem oczu. Uśmiechałem się. Padłem na ziemię, do wody, która wyrzuciła mnie na brzeg. Nie wiem ile czasu mogłem tak leżeć. Po prostu uśmiechałem się. Być może to już koniec. A może dopiero początek? Krew zalewała moje ciało. Przed oczyma ujrzałem roześmianą waderę. Keira. Spod zamkniętych oczu mimowolnie wypłynęły łzy, choć uśmiech nadal nie zniknął. Nie umrę. Przecież mam dla kogo żyć.

Keira? Nagły przypływ weny :>

od Aishy - cd. Nuki; do Nuki

Ból był straszny. Przenikał każdą cząsteczkę mojego ciała rozrywając ją na strzępy, ale zarazem sprawiał mi dziwną ulgę. Dzięki niemu czułam, że gdzieś tam, na dnie mojej duszy tli się jeszcze płomień życia. Że choć moje serce stanęło, a oddech zamarł na zsiniałych wargach, nie przestałam istnieć. Podświadomie czułam wiatr muskający moją skórę i zapach świeżego sosnowego igliwia, ale nie mogłam otworzyć oczu i wrócić do teraźniejszości. Przezwyciężenie śmierci wymagało zbyt wiele energii. Przecież lepiej opuścić się na dół w ciemność, gdzie nie ma żadnych problemów i cierpienia. Gdzie jest tylko nicość, ale czy nicość nie bywa lepsza od bólu? Bo czy lepiej konać w niewypowiedzianej męce usiłując sprzeciwić się temu co nieuchronne, czy może odetchnąć i zasnąć na zawsze? Oczywiście, że lepiej umrzeć. Po prostu zamknąć oczy i…

Lepiej… 

Po mojej głowie potoczył się dudniący głos niczym echo zamierzchłych bitew i dawno nie grających rogów.

Wygodniej…

Poczułam, że ból powoli zanika, dając poczucie ulgi. 

Łatwiej…

Krew zaczęła na powrót krążyć w moich żyłach, a serce wybijać monotonny rytm.

Przestań! - krzyknęłam mentalnie. Nagła kakofonia zmysłów ponownie mnie oszołomiła.
Zakręciło mi się w głowie.

Co mam przestać? W tajemniczym głosie zabrzmiało rozbawienie.

Nie zadawaj mi bólu - wyjąkałam. 

Życie boli. Jeśli chcesz żyć nie powinnaś oczekiwać od niego niczego więcej. 

Kim jesteś? - wyszeptałam. Czułam, że mam do czynienia z siłą wielokrotnie większą od pierwszego lepszego boga, czy nawet od najwyższych kapłanów.

Jestem niczym. Jestem wszystkim. Jestem przyjacielem. Jestem wrogiem. Jestem miłością i nienawiścią. Pokojem i wojną. Domem i podróżą. Nocą i dniem. Brzaskiem i ciemnością. Ziemią i niebem. Ogniem i wodą. Powietrzem i wszelkim stworzeniem. Teraz wiesz kim jestem?

Skoro ze mną rozmawiasz powinnam nie żyć - wymamrotałam. 

Skąd wiesz, że żyjesz? Może to tylko śmierć wywiera na tobie mylne wrażenie. A może śmierć jest życiem? Od ciebie zależy ten wybór.

Przez moją duszę przemknęła strzała bólu. 
Czemu każesz mi wybierać? - spytałam. - Czemu wymawiasz się tajemnicami i łatwymi pogróżkami? Powiedz mi.

Nie powiem ci. Od ciebie zależy ten wybór. Śmierć czy życie? Zastanów się, które jest lepsze.

Wybieram życie - powiedziałam. Choć nie byłam pewna, czy podjęłam dobrą decyzję, czułam, że nie mogę zostawić Nuki z wyrzutami sumienia za moją śmierć. Odetchnęłam ostatni raz powietrzem zaświatów i otworzyłam oczy.

A zatem idź.

Przed moimi oczami zamajaczył zarys zapłakanego pysku Nuki. Chciałam coś powiedzieć, ale fala zmęczenia wypchnęła powietrze z moich płuc i zemdlałam. Lecz tym razem był to zwykły, ludzki sen.

Nuka? ;/


od Nuki - cd. Aishy; do Aishy

Biegłem. Co ja najlepszego zrobiłem? Chciałem zabić przyjaciółkę. To niewybaczalne. Chociaż to nie do końca ja, cały ten ciężar leżał mi teraz na sercu. Nie wiedziałem co zrobić. Wrócić? Zostać? Biegłem jeszcze przez chwilę, lecz później zawróciłem, chcąc tym razem jak najszybciej być przy niej. Nie wiedziałem, co teraz robi. Bałem się, że Aisha mnie znienawidzi. Zraniłem jej matkę, zniszczyłem po części jaskinię, a do tego uderzyłem swą przyjaciółkę, jedną z najważniejszych dla mnie osób. Zacisnąłem zęby, starając się o tym nie myśleć. Gdy byłem wystarczająco blisko zawołałem;
- Aisha! Gdzie jesteś?! Aisha!
Odpowiedziała mi głucha cisza. Westchnąłem ciężko. Szukałem jej długo, aż zauważyłem jej smukłe ciało, bezwładnie leżące na ziemi. Podbiegłem do niej.
- Aisha! Słyszysz mnie? – krzyknąłem, lekko trącając waderę
Nic. Wilczyca nadal miała zamknięte oczy. Nie oddychała. Moje łapy zaczęły drżeć. Zacisnąłem zęby. Co ja najlepszego zrobiłem?! Z pod zaciśniętych powiek zaczęły płynąć mi łzy.
- Aisha!! – wrzasnąłem i opadłem na ziemię
Łzy mimowolnie płynęły po moich policzkach. Nie potrafiłem powstrzymać gniewu na samego siebie. Zabiłem ją. Zabiłem waderę, którą kochałem jak siostrę.

Aisha? Wena wyczerpana xC