Za to ostatnie poświęcenie.
Wyciągnęłam ciężki, spiżowy sztylet.
Błagalne spojrzenie Zmiennego.
Powoli oddychając wyjęłam go z pochwy.
Niedowierzenie.
Spojrzałam w tą samą, niezmienioną przez czas głownię zastanawiając się ile czasu minęło od kiedy ostatni raz go używałam.
Niepokój.
Chyba dużo.
Rozdzierające, proszące rżenie.
Wstałam i uniosłam sztylet do góry.
- To dla twojego dobra, Nihet.
- Zdrajczyni.
Zdecydowałam. Wystarczył szybki ruch ręką i biała, prosta szata, w którą byłam odziana rozpadła się na dwa strzępy. Chłód szybko objął nagą skórę, zadrżałam, a w moich oczach pojawiły się łzy. Ogier zarżał cicho, z ulgą i wybaczeniem, a ja podniosłam opadłą tkaninę i narzuciłam ją na spocony grzbiet konia.
- Żegnaj, Nihet - pocałowałam go w chrapy i spojrzałam na horyzont. Jak ja - naga, zziębnięta i bezbronna miałam uratować Aceiro? Rozwiązanie pojawiło się błyskawicznie. Przecież jestem też wilkiem…
Już na czterech nogach ruszyłam pędem w kierunku urwiska. Nie robiłam nic sobie z wiatru, zimna ani strachu. Podołałam próbie, a teraz muszę po prostu znaleźć Aceiro. Wszystko będzie dobrze.
Aceiro? Kompletny brak weny… Nie wiem co piszę ;(